Najsłynniejszy romans dawnego Gdańska26 minut lektury

Najsłynniejszy romans dawnego Gdańska26 minut lektury

Tę opowieść często nazywa się “Romeem i Julią z Gdańska”. Chociaż wydarzenia rozegrały się nad Motławą zaledwie kilkanaście lat przed tym, jak włoski poeta Luigi Da Porta opisał w swoim dramacie losy kochanków z Werony, sprawa gdańskiego skandalu obyczajowego z XVI wieku była bardziej złożona. Możemy w niej znaleźć politykę, wielkie pieniądze, a nawet klątwę nałożoną przez papieża Aleksandra VI, znanego z zamiłowania do pięknych kochanek. Jednak rdzeniem tej historii jest motyw stary jak historia i literatura, czyli niespełniona, nieszczęśliwa miłość.

Odcinek 21: Gdańska wigilia sprzed stu lat Historia Gdańska dla każdego

Cofnijmy się w czasie do ostatnich grudniowych dni 1923 roku. Dzięki lekturze  archiwalnych numerów Gazety Gdańskiej zobaczmy, czym żyło miasto równe sto lat temu.  Śledź podcast na: ► Spotify ⁠https://tinyurl.com/2a9crcxz⁠ ► Apple Podcasts ⁠https://tinyurl.com/mryzd8pc⁠ ► Google Podcasts ⁠https://tinyurl.com/5n7wprx7⁠ ► Strona internetowa: www.gedanarium.pl ► Adres email: gedanarium@gmail.com ► Wykorzystana muzyka: Winter Night by Frank Schroeter Free download: ⁠https://filmmusic.io/⁠ Licensed under CC BY 4.0: ⁠https://filmmusic.io/standard-license
  1. Odcinek 21: Gdańska wigilia sprzed stu lat
  2. Odcinek 20: Najsłynniejszy romans dawnego Gdańska
  3. Odcinek 19: Jak zdobyć ukochaną za pomocą diabła?
  4. Odcinek 18: Miasto wierne królowi. Bitwa o Górę Gradową 1734
  5. Odcinek 17: Na drodze do wielkości. Młodość Świętopełka

Chodzi oczywiście o rzekome zaręczyny Moritza Ferbera i Anny Pilemann. Ta sprawa wstrząsnęła gdańskim społeczeństwem u progu złotego wieku miasta. Podstawową literaturą do poznania tego zagadnienia są prace Marii Boguckiej, Beaty Możejko, Henryka Zinsa, Theodora Hirscha i Ernsta Kestnera. Jednak oprócz badań naukowych, postanowiłem wpleść w narrację kilka przetłumaczonych fragmentów fikcji literackiej. Chodzi o nowelę Waltera Domanskiego, zatytułowaną “Zaloty Moritza Ferbera”, która w odcinkach była opublikowana jesienią i zimą 1890 roku na łamach  „Danziger Zeitung”. 

Jeden z odcinków opowiadania “Zaloty Moritza Ferbera”, zamieszczonych w “Danziger Zeitung”. Źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa

Kariera rodu Ferberów – od szyprów do patrycjuszy

Prologiem do dramatu muszą być dzieje rodu Ferberów. Początki były skromne. Bracia Eberhard i Gowel przybyli nad Motławę, szukając szczęścia i fortuny z dala od rodzinnej Nadrenii. W Gdańsku pracowali jako szyprowie. 

Szczęście musiało sprzyjać Eberhardowi. W 1427 roku opuścił Stare Miasto i przeniósł się na bardziej prestiżowe Główne Miasto, był również w stanie otrzymać miejskie obywatelstwo. Dwukrotnie brał ślub: najpierw z Dorotheą Eppenschede, a po jej śmierci z Margarethą Rogge. Obie kobiety były córkami ławników, czyli urzędników odpowiedzialnych za miejski wymiar sprawiedliwości. 

Owocem obu związków było trzynaścioro dzieci. Eberhard Ferber musiał być człowiekiem przedsiębiorczym, ponieważ w 1448 roku ufundował w kościele mariackim kaplicę, nazywanej kaplicą św. Baltazara. Niedługo później Eberhard zmarł i został pochowany w najważniejszej gdańskiej świątyni. 

Najstarszym synem Eberharda był Johann, prawdziwy twórca potęgi i bogactwa Ferberów. Jako pierwszy przedstawiciel rodu rozpoczął karierę urzędniczą we władzach miejskich, zwieńczoną wielokrotnym piastowaniem funkcji pierwszego burmistrza i w 1495 roku tytułem burgrabiego królewskiego. Johann, podobnie jak swój ojciec, zdawał sobie sprawę z prestiżu, jaki niósł ze sobą mecenat. Dokończył i upiększył kaplicę św. Baltazara, w której znalazło się miejsce na ołtarze, na których unieśmiertelniono przedstawicieli rodu. 

Ołtarze Ferberów w kościele mariackim w Gdańsku.

Źródłem bogactwa Johanna był handel: eksportował drewno, sól, żyto, chmiel i miedź, importował zaś dobra luksusowe, takie jak wino i przyprawy. Życie Johanna przypada na niezwykle istotny okres w historii miasta. Gdańsk po wojnie trzynastoletniej znalazł się w granicach Królestwa Polskiego, a król Kazimierz Jagiellończyk obdarował miasto licznymi przywilejami, które stały się fundamentem znaczenia i dobrobytu Gdańska. Ferber, kupiec i polityk, był beneficjentem tych zmian politycznych. Sam często był świadkiem najważniejszych wydarzeń, tak jak w 1492 roku, kiedy reprezentował miasto w Krakowie podczas koronacji króla Jana Olbrachta. 

Jednocześnie w Gdańsku wykształcił się patrycjat, czyli grupa najbogatszych rodzin, dzierżących realną władzę. Chociaż nikt nie mógł kwestionować, że Ferberowie należą do tej wąskiej grupy, nie wszystkim to się podobało. Tak czy inaczej, trzy czarne głowy dzików na złotym polu, herb rodu, integralnie zwiąże się z dziejami miasta. 

Moritz poznaje Annę

W 1471 roku urodził się najmłodszy syn Johanna Ferbera, Moritz. Burmistrz dbał o wykształcenie swoich synów, więc najpewniej i Moritz kształcił się najpierw w gdańskiej szkole mariackiej, a później przy katedrze we Włocławku. Młody Ferber poznawał świat również dzięki podróżom – w ten sposób zobaczył Anglię za czasów panowania pierwszego króla z dynastii Tudorów. 

W 1498 roku Moritz, mając dwadzieścia siedem lat, rozpoczął skandal, który przez kolejne lata był na ustach wszystkich gdańszczan. Skandal, który podzielił również niewielką, najbogatszą warstwę elit, bowiem patrycjat nie był jednorodną, współpracującą ze sobą grupą. Najważniejsze rody, połączone ze sobą siatką interesów, powiązań kupieckich i rodzinnych, aktywnie walczyły ze sobą o jak największy udział we władzy i powiększanie swojego majątku. Stare rody z niechęcią patrzyły na Ferberów. Jak na ich gust, Ferberowie zbyt szybko i zbyt skutecznie utorowali sobie drogą na sam szczyt. 

Skandal miał niewinne początki. Podczas wesele Georga Proite i Katheriny Winkeldorf Moritz poznał młodziutką, szesnastoletnią Annę Pilemann. Takie wydarzenie, podobnie jak dzisiaj, było okazją do tańców i towarzyskich gier, a stoły uginały się pod ciężarem jedzenia i alkoholu. Jak mogli wyglądać bawiący się weselnicy? Maria Bogucka zwraca uwagę, że w tamtym czasie najmodniejsze wciąż były późnośredniowieczne wzory rodem z Burgundii. Chociaż ówczesna moda wiele pozostawiała wyobraźni, obcisłe suknie i wysokie czepce były wykonane z pięknych, kolorowych materiałów, często ozdobionych pięknymi wzorami. Całości dopełniała biżuteria. Co ciekawe, kolor różowy był częściej wybierany przez mężczyzn niż przez kobiety.  Zgodnie z konwencją, mężatki nosiły zasłonięte włosy, z kolei niezamężne dziewczęta mogły pozwolić sobie na więcej ekstrawagancji. Najbardziej pożądanym kolorem włosów był blond, dlatego niektóre kobiety celowo wystawiały głowy na promienie słoneczne, licząc na ich rozjaśnienie. Gdańszczanie z pewnością umieli się dobrze bawić. Sto lat po wydarzeniach, o których opowiadam, do Gdańska przybył Márton Csombor. Z pewnym zaskoczeniem odnotował, cytuję, “wieczerzają o północy, a do jakich natenczas dochodzi rzeczy, czytelnik sam odgadnie”. 

Fragment rekonstrukcji Gdańska z roku 1500 O. Kloeppela. Dzięki uprzejmości BG PAN

Według przekazów, para niezwykle szybko zapłonęła do siebie miłością. Zdawali sobie jednak sprawę, że patriarchowie ich rodów patrzyli na siebie z niechęcią, dlatego byli zmuszeni do utrzymywania swojej miłości w tajemnicy. Moritz i Anna spotykali się w półmroku kościoła mariackiego; tam również, we wnętrzu najważniejszej gdańskiej świątyni, nastąpił kolejny zwrot w dramacie. Moritz oświadczył się Annie w jeden z kaplic, a na dowód szczerości swoich zamiarów wręczył Annie złoty podarek. Dziewczyna odwdzięczyła się odcięciem fragmentu swojego zielonego płaszcza. 

Na przełomie XV i XVI wieku dawne, rycerskie tradycje wciąż byłe żywe, a bogaci mieszczanie lubili je naśladować – również w Gdańsku. Za czasów Moritza Ferbera żywa w Gdańsku była tradycja turniejów rycerskich, zaś patrycjusze dążyli do uzyskania szlachectwa bądź podkreślali swoje junkierskie pochodzenie. Nie bez powodu w Gdańsku zrzeszali się w Bractwie Św. Jerzego, a miejscem ich spotkań był Dwór Artusa. Być może opowieści o rycerzach pojawiły się w głowie Moritza w kościele mariackim, bowiem do nagród w turniejach należały między innymi złota biżuteria. Dama, jako znak swojej aprobaty, mogła wręczyć rycerzowi odczepiany rękaw, chusteczkę, wstążkę, szal bądź pocałunek. Zwłaszcza ten ostatni typ podarunku działał na wyobraźnię, bowiem był bardzo personalny, a elementy odzieży mogły być specjalnie przez damę wyperfumowane. 

Sprzeciw rodziny

Zostawmy na chwilę historię na rzecz fikcji literackiej. Domansky na łamach “Danziger Zeitung” maluje romantyczny obraz Anny, a tłem jest najbardziej romantyczna uliczka Gdańska. Cytuję: 

Na ulicy Mariackiej przy każdym domu można dostrzec przedproża, czyli kamienne tarasy z których można wejść do środka, a za drzwiami otwiera piękna, ozdobiona sień. Przed niektórymi starymi domostwami rosły stare lipy, które ocieniały wąskie uliczki swoimi gałęziami i w ciepłe letnie wieczory, takie jak dzisiejszy, wydzielały przyjemną woń. Pokrzywiona lipa rosła przed kamienicą, do której spiesznie zbliżała się młoda kobieta, dlatego okolica była spowita w głębokim półmroku. Kiedy dziewczyna wspinała się po schodach do sypialni, ściszony dźwięk wydobył się z otwartych drzwi. Po chwili z ciemności wyłoniła się postać, która zbliżyła się do nadchodzącej kobiety.

– W końcu jesteś Anno? – wyszeptał kobiecy głos. – Ah, jak się obawiałam że twój ojciec znowu cię surowie zbeszta, jak wtedy kiedy byłaś jeszcze małą dziewczynką i przemykałaś do domu sąsiadów. 

– To ty Jutto! – Powiedziała dziewczyna, nabierając powietrza, zmęczona swoim żwawym spacerem. – Musiałaś na mnie długo czekać, moja wierna towarzyszko, podobnie jak moja matka. Ona również musi być zmartwiona moją nieobecnością. Ale to nie moja wina że kwiaty tak pięknie rozkwitają, a ptaki wypełniają powietrze swoim śpiewem. Dlatego jestem odrobinę spóźniona. 

W tym samym odcinku matka Anny wyjaśnia w pomieszczeniu rozświetlonym przez świecę, że ojciec dziewczyny, Matthias Pilemann został zaproszony do domu szanowanego kupca i poproszony o rękę Anny. Dziewczyna zapłakała, bowiem jej pragnieniem było wyjście za mąż przez pragnienia serca, a nie decyzję ojca. Jasne policzki Anny pokryły się rumieńcem, zaś matka pocieszyła córkę, że ojciec odrzucił tajemniczego adoratora. Zakończyła złowieszczymi słowami: “znasz swojego ojca i wiesz, że wszystko co postanowi, jest w tym domu prawem”. 

Możemy wrócić do historycznych faktów. W miłosnym uniesieniu swojego syna burmistrz Johann Ferber zauważył szansę na zyskanie sojusznika, dlatego zaprosił Matthiasa Pilemanna, ojca Anny, i na początku 1498 roku zaproponował mu małżeństwo między ich dziećmi. Jednak kupiec odmówił, podejrzewając że jedyną motywacją Moritza jest wysoki posag jego jedynej córki. 

W kontraście do poprzedniej sceny, Domansky opisuje spotkanie Moritza i Johanna: 

Johann Ferber zasiadł na wysokim krześle, które zazwyczaj było używane przez starą ciotkę, kiedy wychodziła z łoża. 

– Teraz opowiedz mi o swoim nieszczęściu – powiedział burmistrz, szybko przeczesując palcami swoją siwą brodę.

Mężczyzna, do którego się zwrócił, na chwilę przerwał swoją niespokojną wędrówkę po pokoju i powiedział, nie do końca z szacunkiem:

– Wiesz lepiej niż ja jak opowiedzieć tą historię, bo przecież już wczoraj wystąpiłeś w moim w imieniu. 

Wargi młodzieńca wygięły się w kpiącym grymasie, i kiedy jego ojciec zaczął mówić, on podszedł do okna i zaczął wpatrywać się w ulicę. Burmistrz, widocznie próbując ukryć buzujący w nim gniew, opowiedział jak poprosił ojca Anny Pilemann o jej rękę dla swojego syna Moritza i jak jego prośba została stanowczo odrzucona. Moritz Ferber zachowywał się, jakby ta sprawa nie dotyczyła jego. Nawet się nie odwrócił, tylko utkwił wzrok w białych chmurach na ciemnym niebie i czasem dotknął swojej krótkiej brody, która zakrywała przystojną twarz. 

Widzimy więc dwa portrety, Anny i Moritza, odmalowane przez Waltera Domanskiego. Anna jest szybko rumieniącą się, delikatną i romantyczną dziewczyną, która pragnie podążyć za namowami swojego własnego serca. Z kolei Moritz jest porywczym, przystojnym młodzieńcem, który za wszelką cenę chce osiągnąć swój cel, czyli  zdobycie ręki Anny. 

“Będzie o tym głośno jeszcze za dziesięć lat…”

Porywczość młodego Ferbera wydaje się być ugruntowana w historycznych faktach. W obliczu nieugiętej postawy Matthiasa Pilemanna, Moritz Ferber postanowił wysłać do dziewczyny list. Przekazała go Annie służąca. Fragment listu przytacza Maria Bogucka, cytuję: „Droga panno Anno, dowiedziałem się, że twój ojciec chce cię wydać za mąż, ale jeśli ty weźmiesz kogoś innego niż mnie, to uczynię tak, iż będzie o tym głośno jeszcze za dziesięć lat, choćbym miał za to odpowiadać głową. A więć jeśli twój ojciec lub krewni zapytają cię, odpowiedz, że mnie obiecałaś rękę w czasie wesela Georga Proite; oni, gdy to usłyszą, dadzą swe pozwolenie”. 

Domansky opisał scenę przekazania listu niczym w gotyckiej powieści. Anna, poszukując azylu, schroniła się w ogrodzie, gdzie usiadła na drewnianej ławce i podziwiała kwiaty, zatapiając się w lekturze “Żywota świętej Anny”, spisanego przez niemieckiego mnicha w Wenecji. Nagle, cytuję:

Niemal zasypiając, dziewczynie wydawało się, że słyszy żabi skrzek. Był to jednak piskliwy głos bezzębnej żebraczki, który wytrącił dziewczynę z jej rozważań. Anna nie wiedziała, jak staruszka dostała się do ogrodu, chociaż jedyną możliwością było pozostawienie otwartych drzwi. Dobrze że Jutta tego nie wiedziała, ponieważ z pewnością skrytykowała by beztroskę dziewczyny, pomimo dobroci jej serca. 

– Mam coś lepszego do lektury dla dziewczynki – staruszka zaczęła z odrażającą natarczywością, kiedy podniosła książką która wypadła z rąk Anny na trawę. – Tak piękna dziewczyna może poznawać historie świętych, kiedy pierwsze zmarszczki pojawią się na jej twarzy, a włosy zmienią kolor na siwy. Ale tutaj jest coś, co nada się dla młódki!

Staruszka mrugnęła złośliwie szarymi oczami i wyjęła list z fałd swojego sfatygowanego, który wisiał na jej mizernym ciele. Anna była zaskoczona niespodziewanym pojawieniem się kobiety i bezpośredniością jej słów. Dla jej czystego i pobożnego umysłu odpychające było to, w jaki sposób mówiła o legendach świętych, które były jej bliskie od dzieciństwa. Dlatego odpowiedziała:

– Z nikim nie koresponduję. Kto wręczył ci ten list?

– Zacny, szlachetny młodzieniec – staruszka zachichotała – znasz go, młoda damo. Jego ojciec niedawno zaprosił twojego w gości, to wszystko co powiem. 

Ciekawość wygrała. W końcu z wahaniem wyciągnęła dłoń po list i zaczęła go czytać. Kiedy zakończyła lekturę, spojrzała na staruszkę. Ta zaśmiała się ukradkiem i zażądała listu z powrotem, bowiem takie dostała polecenia.

Domansky w swoim opowiadaniu powtórzył treść listu, znaną z historycznych przekazów. Dzięki niemu jego literacka Anna przypomniała sobie o spotkaniu na weselu Georga Proite.

Również w rzeczywistości, kiedy Anna przeczytała list, służąca odniosła go z powrotem, żeby wiadomość została w tajemnicy. Przecież już od czasów antyku kochankowie zdają sobie sprawę, że każdy gest i dowód ich przywiązania może być jednocześnie dowodem przeciwko nim. Równie często serce bierze górę nad rozumem, czego przykładem jest sztabka złota i fragment zielonej tkaniny, którymi zakochani wymienili się w we wnętrzu kościoła mariackiego. Idąc za radą swojego serca, lub, być może, ulegając szantażowi Moritza, Anna wyznała ojcu, że istotnie zaręczyła się z młodym Ferberem, a dowodem miał być podarek wręczony jej przez młodzieńca. Wywołało to wściekłość patrycjuszy i zebranie się całego rodu. 

Podczas narady pierwsze skrzypce grał burmistrz Heinrich Suchten, który przesłuchał Annę. Dziewczyna, pomimo początkowego wyznania, miała w końcu przyznać Barbarze Suchten, że ich źródłem była obawa przed Moritzem. Suchten odnalazł również służącą, która dostarczyła dziewczynie list od Moritza, i potwierdziła ona wersję o naciskach Ferbera. Za swoją wierność wobec Anny służąca zapłaciła zwolnieniem. 

Miłość czy chciwość?

Sprawa nabierała coraz większego rozgłosu. W kościele mariackim zorganizowano spotkanie, które miało pogodzić zwaśnione rody. Annę Pilemann reprezentował Reinhold Feldstete, zaciekły przeciwników Ferberów. Feldstete zarzucił Moritzowi, że jego motywem nie jest szczera miłość, a chęć przejęcia posagu Anny. Burmistrz Johann Ferber, który pojawił się w towarzystwie swoich synów, odrzucił te oskarżenia, dodając, że jego synowi wystarczy jedynie tysiąc grzywien, a nie dziesięć tysięcy, które należało się przyszłemu mężowi Anny. Wciąż jednak była to pokaźna suma pieniędzy. 

Do porozumienia nie doszło, a patrycjusze opuścili świątynię jeszcze bardziej skonfliktowani. Pokłócili się również Johann z Moritzem, który nagabywany przez ojca o treść listu, odpowiedział: „Napisałem to, co mi się podobało. Nie jesteście, panie, moim spowiednikiem!”. 

W tym momencie musimy dotknąć innych wątków sprawy, które mogły mieć wpływ na postawę Pilemanna. Wydaje się, że rzeczywiście to właśnie posag był kością niezgody, ale to nie chęć Moritza do jego przejęcia była powodem odrzucenia propozycji małżeństwa. Posag Anny był wynikiem zapisu w testamencie jej dziadka ze strony matki, Gertrudy, bajecznie bogatego Ottona Angermündego. Co ciekawe, Anna była wyjątkowo szczodrze obdarowana przez dziadka – zapewne przez bliską współpracę handlową Ottona i Matthiasa Pilemanna. Wśród wykonawców testamentu Otton Angermünde wymienił właśnie ojca Anny. Powiązania rodzinne połączyły rody Angermünde, Feldstete i Pilemannów. 

Na scenę wkracza burmistrz Heinrich Suchten – ten sam, który przesłuchał Annę na rodzinnej naradzie. Suchten stał się częścią tej frakcji gdańskiego patrycjatu poprzez małżeństwo z Barbarą, córką Ottona Angermündego. Zawziętość burmistrza w całej sprawie i jego wielkie zaangażowanie można wyjaśnić w prosty sposób – chciał rękę Anny oddać nie młodemu Ferberowi, a własnemu synowi, Heinrichowi Suchtenowi młodszemu. Zarówno Suchten jak i Johann Ferber, niemal rówieśnicy, zrobili wielkie kariery polityczne i kupieckie, i próbowali zabezpieczyć przyszłość swoich dzieci. Do frakcji Ferberów należeli Zimmermannowie, więc większa siła przebicia leżała po stronie Suchtena. W świecie, w którym małżeństwo było nie tylko sprawą interesu, ale również polityki, Suchten po prostu nie mógł sobie pozwolić żeby dopuścić do ślubu Moritza Ferbera i Anny Pilemann. 

Kolejne odsłony skandalu rozegrały się we wnętrzu Ratusza Głównomiejskiego. 28 listopada 1498 roku Heinrich Suchten, otoczony wianuszkiem swoich stronników, w gronie których znajdował się Matthias Pilemann, oficjalnie wniósł przed władzami miasta skargę przeciwko Moritzowi, który miał rzekomo wymusić na Annie przysięgę małżeństwa. Sęk w tym, że na Ratuszu obecni byli, przez piastowane urzędy, zarówno ojciec Moritza, burmistrz Johann Ferber, jak i jego słynny brat, Eberhardt Ferber, który w tamtym czasie piastował urząd ławnika. W takich warunkach nie mogło nie dojść do awantury: Georg Melmann, stronnik Suchtena, nazwał patriarchę rodu Ferberów “łotrem i warchołem”. Dzięki wpływom Ferberów skarga została oddalona, a sędziowie potwierdzili dobrą wolę młodych, którzy się zaręczyli. To zmotywowało Moritza do dalszej walki. 

Jak trwoga, to do Boga

W 1499 roku Moritz Ferber złożył przed sądem kościelnym oficjalną skargę, wymierzoną w rodzinę Anny. Wykroczeniem miało być niedotrzymanie obietnicy małżeńskiej. Jednak podczas rozprawy przed oficjałem pomorskim Mikołajem Schwichtenbergiem, podczas której Suchten wezwał Annę na świadka, dziewczyna oświadczyła, że nigdy nie obiecała swojej ręki młodemu Ferberowi. Moritz miotał się, oskarżał przeciwników o kłamstwa, i sugerował, że Anna jest w istocie zakładniczką, którą Suchten zmusił do mówienia nieprawdy. Złość Ferbera na nic się zdała – biskup zawyrokował, że Moritzowi ręka Anny się nie należy. 

W tym momencie manifestuje się determinacja Moritza. Czy mogła być motywowana jedynie chęcią zdobycia posagu? Być może chodziło o utarcie nosa dumnym patrycjuszom, którzy wojowali z jego rodem? A może chodziło o rzeczywistą miłość do młodej Anny? Bez względu na motywację, Ferber postanowił odwołać się do najwyższej instancji – do samego namiestnika świętego Piotra. Żeby trzymać rękę na pulsie, Moritz wsiadł w towarzystwie swoich popleczników na w gdańskim porcie na pokład statku i osobiście wybrał się do Rzymu w czerwcu 1499 roku. 

Chociaż Wieczne Miasto było cieniem swojej dawnej, antycznej wielkości, wciąż pozostawało istotnym centrum życia religijnego i artystycznego Europy. Kiedy Moritz przybył do Rzymu i przedstawił przed kościelnymi hierarchami swoją sprawę, papież Aleksander VI, głowa owianego złą sławą rodu Borgiów, przekazał rozwiązanie sporu.  swojemu zaufanemu człowiekowi. Był nim Antonio del Monte, audytor generalny Roty Rzymskiej, czyli najważniejszego kościelnego trybunału apelacyjnego. Na początku 1500 roku del Monte nakazał władzom Gdańska przesłanie do Rzymu wszystkich dokumentów związanych ze sprawą, nie wykluczając zeznań świadków. Później sprawę przejął prawnik Antonio Corsetti, sędzia Roty Rzymskiej. Corsetti wezwał ród Angermündów do stawienia się przed oblicze sądu w Rzymie. Ci jednak ani nie przybyli na wezwanie, ani nie wysłali swoich przedstawicieli, dlatego prawnik wytoczył najcięższe działa. Na frakcję przeciwną Ferberom oraz na cały Gdańsk nałożono klątwę. 

Chociaż z naszej dzisiejszej perspektywy może się to wydawać niezrozumiałe, kościelna klątwa była bardzo poważną ingerencją w życie codzienne mieszczan. Gdańskie kościoły zamknięto, a kapłanom zakazano odprawiania nabożeństw. W pewnym sensie, mieszczanie zostali wykluczeni z życia Kościoła. Dla społeczeństwa, w którym religia odgrywała bardzo ważną rolę, taki obrót spraw mógł być tragiczny w skutkach. W ten sposób rzekoma miłość dwojga kochanków stała się dla całego miasta sprawą najwyższej wagi. Jednak czasy się zmieniały. Sprawa działa się zaledwie siedemnaście lat przed wystąpieniem Marcina Lutra, papież nie cieszył się takim autorytetem, a Rzym był daleko. Obawiając się zamieszek na ulicach Gdańska, władze miejskie po prostu nakazały księżom otwarcie świątyń i podjęcie swoich obowiązków duchowych wobec społeczności. 

Walter Domansky nie odmówił sobie poruszenia tego wątku w swoim opowiadaniu. Cytuję: 

Nagle nadeszła zima, która już kilkakrotnie wysyłała pięknych posłańców. Święta Bożego Narodzenia były już niedaleko i wyglądało na to, że w tym roku będą białe. Za bramami pola i łąki tworzyły ogromną białą przestrzeń, a fosa miejska była zamarznięta, więc jakiś zdradziecki wróg nie miałby trudności z dotarciem do murów, gdyby ostrożna rada miejska nie podwoiła straży. Pod białoszarym niebem goniły się całe stada pasm ptaków, czasem osiadając na drzewach blisko siebie, gdzie robiły wielki hałas swoim gdakaniem. Rzadko który turysta wychodził na zewnątrz, ponieważ ścieżki były jeszcze bardziej niebezpieczne w złym okresie zimowym. Dobrze się stało, że rodzina panny Anny Pilemann wróciła bezpiecznie z Brombergu, gdzie spotkanie zakończyło się szczęśliwie. Ale nadciągnęła nowa chmura, grożąca katastrofą i ruiną. Ponieważ jedyną drogą pozostawioną przez biskupa Leslau, który wydał wyrok, było udanie się do papieża Aleksandra VI w Rzymie, Morin Ferber nie szczędził wysiłków i kłopotów, aby się tam dostać. Tak, nawet sam dojrzał do Rzymu i zabrał ze sobą niektórych z 3eugenów, którzy zrobili dla niego dobry interes, na tratwach dobrej rodziny. A nagrodą za jego wysiłki była straszliwa broń, którą wymierzył przeciwko sprzymierzonym rodzinom. Był to zakaz, który sędzia kurii karnej, Antonio Corsetti, biskup Malty, nałożył na drugą stronę, ponieważ ta nie stawiła się w Rzymie w odpowiedzi na jego wezwanie.

W kolejnych scenach Domansky opisał Gdańsk podczas zakazu. W scenie u oficjała pomorskiego możemy przysłuchać się rozmowie dwóch wron:

Na łysym drzewie, które było upchnięte między wysokimi ścianami, siedziały wrony, które wydawały się być zatopione w rozmowie.

– Przynoszę wieści – zaczęła jedna z nich – Wiesz już o klątwie, rzuconej przez papieża w Rzymie na dobrych gdańszczan?

– To nic nowego kuzynko – odpowiedziała druga. – Już widziałam straszne konsekwencje tej decyzji. 

– Mów, mów! – zakrakały inne. 

– Na Żabim Kruku jest wdowa. Jej jedyny syn zmarł. Dzisiaj zamknęła jego oczy. Teraz nie może nawet po chrześcijańsku go pochować. Wyciągała ramiona ku niebu i głośno przeklinała Moritza Ferbera za rzucenie tej klątwy. 

Jednym z koronnych dowodów Moritza, który przedstawił w Rzymie, był ów fragment materiału, który miał otrzymać od Anny. Niestrudzony w swoich dążeniach burmistrz Suchten w odpowiedzi przedstawił dwie kobiety, które zeznały, że to one wycięły dziewczynie kawałek płaszcza, kiedy ta była pogrążona w modlitwie, i wysłały zdobycz Ferberowi do Rzymu. Później jednak wycofały się ze swoich zeznań. 

Sprawa utknęła. Moritz przebywał w Rzymie, a w 1501 roku w symboliczny sposób zakończył się najbardziej intensywny okres całej sprawy. 21 sierpnia zmarł Heinrich Suchten, a dziesięć dni po nim Johann Ferber. Wraz ze śmiercią dwóch potężnych patrycjuszy, skandal powoli dogasał. W 1504 roku Anna Pilemann wyszła za mąż za Heinricha Suchtena juniora, i chociaż przebywający w Rzymie Moritz próbował znowu za pomocą procesu sądowego zaskarżyć małżeństwo, tym wysiłkom położył kres sam król Aleksander Jagiellończyk, który zakazał dalszego prowadzenia sporu. 

Portret biskupa warmińskiego Moritza Ferbera, Anton Möller, kopia obrazu Chryspina Herranta z Królewca, źródło: Wikimedia Commons

Walter Domanski widział w Moritzu porywczego antagonistę, a bohatera dostrzegł właśnie w Heinrichu Suchtenie. Młody Ferber był gwałtowny, a w kontraście młody Suchten cenił sobie zdobywanie wiedzy i zgłębianie tajemnic przeszłości. W ostatnim odcinku “Zalotów Moritza Ferbera”, Domanski opisał, jak Annę nagabuje pijany adorator. Cytuję: 

Dziewczyna była szybsza od ociężałego Luberta. W mgnieniu oka pobiegła w stronę rzeki, bowiem woda odcięła ją od reszty kobiet. Lubert podążył na nią na tyle szybko, na ile pozwolił mu chwiejny krok, i wkrótce dotarł do brzegu. Bez zastanowienia, Anna wskoczyła na przycumowaną w pobliżu barkę i próbowała odplątać węzeł. Jednak jej wysiłki poszły na darmo, a jej niestrudzony adorator, dzięki pijackiemu oszołomieniu, niemal wskoczył za nią. W tym momencie zarośla poruszyły się, i wyszedł z nich mężczyzna, który ruszył na pomoc dziewczynie. Był nim nie kto inny jak Heinrich Suchten, który swoim zwyczajem wędkował w tej okolicy. 

– A tak, blond włosy Heinrich, tak, tak tak. – Lubert zamruczał do siebie i zrobił przewrotny grymas. – Czy możemy życzyć ci szczęścia?

Anna zarumieniła się i znowu spróbowała rozsupłać linę. Jednak Heinrich złapał za wiosło, leżące na brzegu, i krzyknął do Luberta:

– Jeżeli nie opuścisz tego miejsca, spotka cię nieszczęścia. Jesteś ostrzeżony! 

W końcu Lubert odwrócił się i bez spoglądania za siebie, poczłapał w stronę miasta.

W ostatnim akapicie para widzi ptaki, odlatujące z zarośli. Cały utwór kończą słowa Heinricha: “Moritz jest kanonikiem i jest właścicielem tłustego beneficjum. Pozdrówcie Moritza, jeżeli spotkacie go jesienią w dalekim Rzymie. Opowiedzcie mu o nas, że jesteśmy szczęśliwą, kochającą się parą”. 

Liczne pobyty w Rzymie, chociaż spowodowane skandalem obyczajowym, okazał się dla Ferbera dalekosiężny w skutkach. Tam bowiem, już po utracie wszelkich nadziei na rękę Anny, został duchownym i kształcił się na włoskim uniwersytetach. Kilka lat służył Kościołowi jako kanonik, a po powrocie nad Motławę pełnił funkcję proboszcza kilku świątyń – w tym kościoła mariackiego,  tak ważnego miejsca w rozgrywanym przed laty skandalu. Było to już w czasie, kiedy przez Europę przetaczała się rewolucja protestanckiej reformacji, która dotarła również do Gdańska. w 1523 roku Moritz Ferber został biskupem warmińskim, i z wielkim zapałem zabrał się do zwalczania nowinek religijnych. Co ciekawe, zarzuty o doprowadzenie do kryzysu ekonomicznego w Gdańsku przez praktyki potężnego brata Moritza, Eberharda Ferbera, były jedną z przyczyn gwałtownego wybuchu sympatii do luteranizmu w Gdańsku, chociaż później Ferberowie staną się orędownikami protestantyzmu. Moritz Ferber zmarł w 1537 roku i został pochowany we Fromborku. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: