Jak szpieg opisał Gdańsk w 1670 roku?23 minut lektury

Jak szpieg opisał Gdańsk w 1670 roku?23 minut lektury

Fragment mapy Petera Willera, zamieszczonej w “Historyczny opisie miasta Gdańska” pióra Reinholda Curickego, Amsterdam 1687 r. Widok na miasto z Bramą Wyżynną i Biskupią Górką.

Rzeczpospolita w 1670 targana była sporem dwóch frakcji politycznych. Nad Wisłę został wysłany agent Ludwika XIV, Jean de Courthonne, który wszystkimi możliwymi środkami miał wspierać stronnictwo profrancuskie. Pod koniec maja wszedł na pokład okrętu, którego docelowym portem był Gdańsk.


CIEMNE CHMURY NAD RZECZPOSPOLITĄ

Król Michał Korybut Wiśniowiecki miał pecha. Władcą został odrobinę przypadkowo –  na złość największym magnatom Rzeczpospolitej. Ogół szlachty był zniechęcony do zagranicznych kandydatów do polskiego tronu po licznych klęskach panowania Jana Kazimierza. Powstanie Kozaków pod wodzą Chmielnickiego, wojny z Rosją, ale przede wszystkim niszczycielski potop szwedzki – całkowicie zrujnowały Koronę i Wielkie Księstwo Litewskie, pozostawiając głęboką traumę i nieprzeliczone straty. Dlatego kiedy biskup Andrzej Olszowski podczas elekcji rzucił hasło wyboru na tron Polaka – Piasta, niespodziewanie poparła go wielotysięczna rzesza szlachecka.

Król Michał Korybut Wiśniowiecki, rycina Jana van Somera, 1670 r.

Natychmiast po drugiej stronie politycznej barykady uformowała się magnacka frakcja malkontentów, która za swój cel obrała obranie na króla kandydata francuskiego. Znajdowały się w niej najpotężniejsi ludzie ówczesnej Rzeczpospolitej: arcybiskup gnieźnieński, prymas Polski Mikołaj Prażmowski, poeta Jan Andrzej Morsztyn, hetman wojewoda ruski Stanisław Jan Jabłonowski, biskup krakowski Andrzej Trzebicki, Radziwiłłowie oraz piastujący ówcześnie urząd hetmana wielkiego koronnego Jan Sobieski. Celem malkontentów było osadzenie na tronie francuskiego księcia de Longueville’a. Oponenci Wiśniowieckiego szybko się zradykalizowali – aktywnie planowano detronizację króla i zamach stanu, zaś najbardziej fanatyczni spiskowcy nie wykluczali nawet królobójstwa.

Podczas gdy widmo wojny domowej krążyło nad Rzeczpospolitą, jej granice były szarpane przez zagony Tatarów i zagrożone wojskami tureckiego sułtana. Szlachta skupiona przy królu Michale, tworząca partię regalistów,  próbowała oprzeć politykę międzynarodową na dynastii Habsburgów, odwiecznych przeciwnikach Osmanów. Malkontenci z kolei widzieli w królu pochodzącym znad Loary gwarant pokoju z państwem tureckim, które było związane z Francją tradycyjnym sojuszem.

W takiej atmosferze do Polski wyruszył sprawny agent, Jean de Courthonne, opat de Paulmiers, który miał wszelkimi sposobami wspierać francuską sprawę. Liczne wybiegi, fortele i maskarady opata zostałyby zapewne przemilczane przez historię dla potomnych, gdyby nie fakt że jego kompan i podwładny sporządził dziennik ze swoich podróży.

FRANCUSKI SZPIEG I FRYZYJSKI ŁOWCA PRZYGÓD

Rysunek P. Willera z Historycznego opisu…, Ratusz Głównego Miasta, 1687 r.

Ulryk Werdum był od dziecka niespokojnym duchem. Wydaje się że miał to we krwi, ponieważ jego ojciec, Hero von Werdum, również sporą część swojego życia spędził poza rodową siedzibą. Ulryk odebrał porządne protestanckie wykształcenie w uniwersytetach Franeker i Heidelbergu i do 1670 roku przebywał w rodzinnym mieście. Dopiero śmierć rodziców i podział majątku między braci był dla niego impulsem do wyruszenia w podróż – obrał kierunek na wschód.

Całkowitym zbiegiem okoliczności dokładnie w tym samym czasie z Paryża do Gdańska wyruszył Jean de Courthonne ze swoją misją. Oboje – Werdum oraz opat de Paulmiers – weszli na pokład tego samego statku „Święty Antoni” – i wypłynęli z lubeckiego portu w Travemünde. Panowie musieli sobie przypaść do gustu, ponieważ już w Gdańsku spędzili wiele dni w tawernach i gospodach. Courthonne zachowywał jednak wciąż ostrożność, tak ważną w jego profesji, i przedstawił się Werdumowi jako monsieur Beauval. Wykorzystując sytuację życiową kompana, Francuz zaproponował mu pracę na służbie u swojego fikcyjnego kuzyna markiza D’Auffay, aby wypróbować lojalność i użyteczność Werduma. Oboje spędzili w Gdańsku kilka miesięcy, a Fryz był poddawany  próbom i testom, mającym dowieść jego umiejętność trzymania języka za zębami i wierności nowemu pracodawcy, i dopiero w listopadzie wyjawił mu swoją prawdziwą tożsamość i misję, proponując służbę u swojego boku. Werdum przyjął propozycję i przez kolejne długie miesiąca towarzyszył francuskiego agentowi, samemu zbierając szpiegowskie doświadczenie – a wszystko zaczęło się w Gdańsku. 


Pobierz darmowy ebook GDAŃSKIE MAKABRESKI – Swoje tajemnica posiadają wszystkie miasta – zwłaszcza te, które mogą pochwalić się tak bogatą i ciekawą historią jak Gdańsk. W Makabreskach zebranych jest kilka mniej znanych gdańskich opowieści, związanych z mroczniejszą stroną życia w mieście. O czym można przeczytać w środku? Między innymi o dżumie i trądzie, sekcjach zwłok, paleniu czarownic i o ciężkim zawodzie gdańskich chirurgów. Zamiast kolejnego spaceru ulicą Długą czy zdjęcia z Neptunem, po przeczytaniu “Makabresek” będzie można udać się na wyprawę na szczyt Szubienicznej Góry lub śladami Czarnej Śmierci. Publikacja jest do pobrania za darmo.


 

GDAŃSK JEST TO ZNAKOMITE I DOŚĆ WIELKIE MIASTO…

Na początku czerwca 1670 r.  “Święty Antoni” przycumował w nadmotławskim porcie, a Werdum po raz pierwszy postawił nogę na gdańskiej ziemi. Prędko musiał się zorientować – chociażby pobieżnie – w nastrojach panujących w mieście, ponieważ w swoim dzienniku zanotował:

Gdańsk jest to znakomite i dość wielkie miasto, niegdyś bardzo bogate i przemysłowe, dopóki Królestwo Polskie  znajdowało się w jeszcze w dobrym stanie. Kiedy atoli wojny szwedzkie takowe spustoszyły, a wewnętrzne swary wprowadziły do niego nieład, widzimy teraz w Gdańsku mało zamożności i handlu.

W czasie kiedy Werdum przybywał do Rzeczpospolitej, kraj wciąż podnosił się po zniszczeniach potopu szwedzkiego, zakończonego pokojem oliwskim przed dziesięciu laty. Wojska gdańskie aktywnie brały udział w wojnie, próbując zapobiec otoczeniu miasta przez wojska szwedzkie, i dzięki szeregowi taktycznych posunięć nie doszło do oblężenia miasta. Gdańszczanie odrzucili możliwość pertraktowania ze Szwedami i zachowali wierność królowi i Rzeczpospolitej, pomimo spalenia przedmieść i propagandzie króla Karola X Gustawa, który próbował zagrać religijną kartą jako protenstancki władca walczący z katolikiem, Janem Kazimierzem. 

Wojna przyniosła jednak zahamowanie handlu i odcięcie miasta od zaplecza w Prusach Królewskich, które były dewastowane przez kolejne maszerujące oddziały wojsk obu stron konfliktu. Największe straty dotknęły gdańskie posiadłości na Żuławach, które zostały zalane przez samych gdańszczan w celu zredukowania możliwości swobodnego poruszania się i manewrowania szwedzkich żołnierzy.

Wewnętrzne swary, o których wspomina Werdum, były napięciami między ścisłą rządzącą elitą miasta a pospólstwem, które toczyło się nie tylko o dostęp do władzy, ale również o religię. Werdum tak opisał tą kwestię:

Trzynaście kościołów posiada Gdańsk; z nich trzy należą do papistów, mianowicie kościół Świętego Jakuba, karmelicki i jeszcze jeden. Reformowani mają tylko dwa, Piotra i Pawła i Świętej Elżbiety; w ostatnim kościele był wtedy sławny kaznodzieja imieniem Cruciger, prawnuk od znanego przy pierwszej reformacji Crucigera, człowiek już w podeszłym wieku. Luterstwo ma 7 innych kościołów, z których parafialny Świętej Maryi. Najznakomitszy, jest ciężki, wielki i dobrze zbudowany. Mają także anabaptyści w wielkiej liczbie swe nabożeństwa w Gdańsku, za pozwoleniem rady, która za to pobiera rocznie znaczne sumy i z tego powodu od polskiego dworu królewskiego wystawiona jest na częste weksacje.

W kilku krótkich zdaniach Ulryk przedstawił skomplikowaną mozaikę religijną Gdańska. Większość gdańszczan – w tym pospólstwo i biedota – była wyznania luterańskiego, jednak większość najbogatszych rodzin patrycjuszowskich była wyznawcami nauk Kalwina (Werdum nazywa kalwinistów reformowanymi), i fakt ten dodawał kolejnego wymiaru do politycznych sporów i walk o  władzę. Katolicy – których fryzyjski protestant określał mianem papistów – reprezentowali w Gdańsku i w Prusach Królewskich głównie środowiska polskiej szlachty i ludzi związanych z dworem królewskim.

Anabaptyści wspomnieni na końcu to społeczność menonitów, która rzeczywiście nie miała najłatwiejszego życia w mieście. Wierni pochodzący głównie z Niderlandów nie mogli mieć w Gdańsku swojego miejsca kultu i byli obwarowani wieloma obostrzeniami prawnymi, co jednak nie było efektem zajadłej nienawiści religijnej, a ekonomii – pracowici menonici byli poważną konkurencją dla rzemieślników gdańskich. Swoje praktyki religijne w Gdańsku odbywali w prywatnych mieszkaniach i lokalach.

Ulryk Werdum w innym miejscu swojej relacji opisuje siedem wyznań, które cieszyły się tolerancją w dawnej Rzeczpospolitej. Wspomina o dużej liczbie protestantów na terenie Prus Królewskich, a na końcu, wraz z judaizmem i kościołem ormiańskim, jeszcze raz wspomina o menonitach:

Szóstą religią jest menonicka, czyli anabaptystów, której wyznawcy rozproszeni są po całych Prusach, mając w samym mieście Gdańsku wolne exercitium, jak wyżej napisano.

 WIĘDNĄCA POTĘGA STAREGO GDAŃSKA – SPICHLERZE, RATUSZ I GIEŁDA

 

W swoim zwięzłym opisie Werdum musiał zawrzeć budowle i miejsca, które zrobiły na nim największe wrażenie. Przybywając do Gdańska drogą morska, został oszołomiony Wyspą Spichrzów:

Wisła płynie na północnym końcu przed Gdańskiem, od strony południowej płynie w mieście i na poprzek jego rzeka Motława, podzielona dla wygody żeglugi na różne kanały. Jako kanał otacza ona też tak zwaną Wyspę Spichrzów, obwiedzioną tą rzeką w obrębie wałów miejskich; na niej stoją tylko spichlerze, domy na zboże i inne pakunki, a dla zapobieżenia pożarom nie wolno tutaj wzniecać światła lub ognia. Na stronie zachodniej płynie przez przedmieście strumień Schidlitz, zwany Potokiem Siedleckim, i wpada do drugiej rzeczki, Raduni, która tam przez wał wpływa do miasta, a potem razem z Motławą wpada do Wisły.

Fragment karty z albumu z widokami Gdańska autorstwa Idziego Dickmanna, 1617 r. Widok ze strony Szafarni i Mostu Kamieniarskiego na wschodnią stronę Wyspy Spichrzów.

Ta dzielnica rzeczywiście musiała robić wrażenie na gościach przybywających do Gdańska. Na Wyspie wyrosło z kamienia, cegły, gliny i drewna ponad trzysta spichlerzy różnej wielkości i kształtów, a podczas dnia wśród ciasnych uliczek panował nieopisany ruch i gwar. Podczas dnia, ponieważ nocą Wyspa zmieniała się nie do poznania – w ciemnościach złodziej, który chciałby pokusić się na dobra składowane w spichlerzach, napotkałby nie tylko straże, ale również sfory psów. Jednak pogryzienie wciąż było niewielką bolączką w porównaniu do kary śmierci, którą wymierzano każdemu złapanemu na próbie kradzieży.

Spichlerze nie miały swoich numerów, ale duża część miała swoje charakterystyczne nazwy. Chociaż większość spichlerzy nie przetrwała ostatniej wojny, wśród odbudowanych wciąż znajdują się spichlerze posiadające własne nazwy – Błękitny Baranek czy Nowa Pakowania, oraz szczątki Trupiej Czaszki, Arki Noego i Kuźni. Werdum opisał jeden z takich spichlerzy:

Na owej Wyspie Spichrzów znajduje się jeszcze gmach o dziewięciu zagłębieniach i jeden piwnicy; w zabudowaniu tym pomieści się wygodnie dwa tysiące łasztów zboża. Powiadają, że wystawienie go kosztowało 100 tysięcy złotych. Namalowano na nim wielbłąda, dlatego zwą go zwykle wielbłądzim spichlerzem.

Spichlerz Wielbłąd zachwycał nie tylko egzotycznym malowidłem, ale również wielkością. Dwa tysiące łasztów zboża zajmowało minimum sześć tysięcy metrów sześciennych przestrzeni; spichlerz był szeroki na niemal 20 metrów i głęboki na 60. Niestety, nie dotrwał do naszych czasów – w 1808 został spalony wskutek pożaru wywołanego przez nieostrożność francuskich żołnierzy Napoleona.

Werdum poświęcił również ustęp dwóm gmachom, które również dzisiaj są charakterystycznymi wizytówkami Gdańska, wspominanymi w każdym przewodniku i w każdej broszurze:

Ratusz gdański jest wcale pokaźnym gmachem, tak samo giełda, która na zachodnim końcu długiego rynku stoi obok ratusza. Zwą ją Junkernhof, w Gdańsku bowiem i w Królewcu każdy kupiec, choćby i najmniejszy, a nawet każdy gospodarz domu, zwie się Junker. Junkernhof jest mały, ale pięknie zbudowany i znaczy tyle, co w innych miastach giełda.

Opisany Junkernhof to Dwór Artusa, i od razu należy wyjaśnić: Junker w tamtych czsach oznaczał niższą szlachtę w kręgu kultury niemieckiej, ale również mieszczańskie elity (często nobilitowane) – i tak możemy znaleźć Junkerhof również w Toruniu (dzisiejszy Dwór Mieszczański), a same dwory Artusa pojawiały się w wielu europejskich miastach, zrzeszając najbogatszych mieszczan.

Chociaż giełda w Dworze Artusa oficjalnie pojawiła się w połowie XVIII wieku, już wcześniej mogła pełnić podobne funkcje. Mieszczanie którzy się tam gromadzili – między innymi członkowie Rady Miejskiej – zajmowali się czymś, co dzisiaj nazwalibyśmy sektorem bankowym – udzielali pożyczek, ubezpieczali statki oraz towary na nich przewożone, inwestowali zarobione pieniądze i wystawiali weksle.

SZWEDZI U BRAM, CZYLI BRAMY I FORTYFIKACJE 

Wielka Zbrojownia – rycina P. Willera

Głównym impulsem do rozbudowy miejskich fortyfikacji w XVII wieku był strach przed agresywną polityką królestwa Szwecji. Wojna trzydziestoletnia oraz konflikty toczone o Inflanty przez króla-wojownika Gustawa Adolfa uświadomiły gdańszczanom zagrożenie które mogło przyjść z północy, a tak duży i ważny port jak Gdańsk był jednym z kluczowych punktów dla każdego, kto chciał panować nad Morzem Bałtyckim. Wokół miasta wyrastały kolejne forty i bastiony, otoczone pogłębianymi liniami fos, dlatego w 1670 r. Werdum mógł napisać:

Jak wszystkie inne bastiony i platformy naokół Gdańska, jest on wykonany z ciężkich robót ziemnych wysoko i grubo i podminowany wszędzie. Fosy są szerokie i głębokie, wewnątrz i zewnątrz wyłożone ciosem oraz cegłami. Naprzeciw górom, na zachód od Gdańska, na wałach i bastionach usypano ogromne cavaliere, czyli platformy. Ponieważ atoli góry są jeszcze wyższe i z nich można widzieć wszystko, co się w mieście dzieje, i można je ostrzeliwać, strona ta nie jest bardzo warowna.

Cavaliere o których pisze Fryz to nadszańce usypane w okolicach Biskupiej Górki, z których można było prowadzić ostrzał oraz obserwować ruchy nieprzyjaciela. Ważnym punktem fortyfikacji miejskich były bramy:

Gdańsk ma cztery bramy: długą, czyli niską bramę na południu, Żuławską Bramę na wschodzie, wysoką bramę na zachodzie i kaszubską bramę na północnym zachodzie.

Dzisiaj kalkulacja Werduma może dziwić, ale w 1670 r. miała sens, ponieważ wymienił on cztery nowożytne bramy wplecione w system obronny i będące w użyciu –  każda położona z innej strony świata. Były to, w kolejności opisu, Brama Nizinna, Brama Długich Ogrodów(Żuławska), Brama Wyżynna. Ostatnią i jedyną dzisiaj nieistniejąca była Brama św. Jakuba, która została rozebrana pod koniec XIX. Wszystkie, oprócz Wyżynnej, były projektem miejskiego architekta i murarza Hansa (Jana) Strakowskiego, i wykonane były w stylu późnego renesansu niderlandzkiego.


Chcesz nawiązać współpracę bądź umieścić tutaj swoją reklamę? Napisz na gedanarium@gmail.com! 


 

Tam gdzie bastiony, szańce i mury, tam również obrońcy, których należało odpowiednio odziać i uzbroić. W mieście znajdowały się dwa miejsca, w którym przechowywano rynsztunek:

Arsenał, pomiędzy Topengasse a placem Dominika, czyli rynkiem, jest nie tylko zgrabną budową, lecz także bardzo znakomicie zaopatrzony w działa i we wszystko inne, czego potrzeba do obrony miasta. Obok tego wielkiego jest jeszcze mały arsenał, w południowo-zachodnim kącie miasta przy wale; jak wszystkie inne bastiony i platformy naokół Gdańska, jest on wykonany z ciężkich robót ziemnych wysoko i grubo podminowany wszędzie.

Arsenał to oczywiście inna nazwa Wielkiej Zbrojowni, jednak którą uliczką była Topengasse i o jaki plac Dominika chodziło Werdumowi? W przypadku pierwszej nazwy zagadkę łatwo można wyjaśnić literówkę autora, któremu musiało chodzić o Jopengasse, ulicę Jopejską – czyli dzisiejszą Piwną. Z kolei plac Dominika to nie współczesny plac Dominikański przy kościele św. Mikołaja, ale Targ Węglowy – ponieważ to właśnie w tym miejscu co rocznie odbywała się główna część jarmarku św. Dominika, Targ Węglowy bywał nazywany placem św. Dominika. 

W momencie w którym Ulryk Werdum ją oglądał, manierystyczna bryła Wielkiej Zbrojowni miała już 70 lat. Łączyła w sobie wspaniałą architekturę i funkcje użytkowe, ponieważ rzeczywiście wnętrza były wypełnione orężem najróżniejszego rodzaju, z którego część miała już jedynie cieszyć oczy kunsztem wykonania.

Mały arsenał, czyli Mała Zbrojownia, znajduje się dzisiaj na Starym Przedmieściu. Została wzniesiona przez syna Hansa Strakowskiego, Georga, i przechowywano w niej ciężkie działa, kule armatnie, pistolety, muszkiety i inne elementy wojskowego ekwipunku.

WOKÓŁ MIASTA – WSIE I PRZEDMIEŚCIA

 

Werdum nie opuścił w swoich notatkach tak ważnych dla Gdańska osad i przedmieść znajdujących się w jego najbliższym otoczeniu, które wielokrotnie niszczone i odbudowywane stanowiły ważną część gdańskiego krajobrazu – zarówno w obrębie murów, jak i poza nim.

Poza wysoką bramą znajdują się dwa inne przedmieścia lub raczej jedno na dwie części podzielone; z nich północna zwie się Siedlce, od strumienia tej samej nazwy, płynącego przez nią wzdłuż, a południowa to Piaskownia. Przed bramą jest także małe przedmieście, „nowym ogrodem” nazwane, a przed kaszubską bramą mały szpitalny kościół wraz z kilkoma domami.

 

Fragment mapy Willera. 1 – Fragment Siedlec z widocznym traktem i potokiem Siedleckim 2 – Piaskownia 3 – Nowe Ogrody 4 – Bastion Piaskowy 5 – Okolice Bramy Nowych Ogrodów 6 – Lazaret miejski

Siedlce, na które patrzył Werdum w 1670 r., wyrosły ze starej, podgdańskiej wsi. Częściową  jurysdykcję nad Siedlcami posiadał zakon brygidek, a częściowo miasto w postaci dwóch prowizorów, co było źródłem zatargów pomiędzy obiema stronami. Począwszy od XVI wieku, osada rozrastała się, ponieważ tutaj znajdowali sobie miejsce rzemieślnicy działający poza systemem cechowym oraz menonici, w samym Gdańsku obwarowani pewnymi obostrzeniami. Owocami tych zatargów były kolejne umowy, w którym zakonnice i rajcy dzielili się zyskami z osady – w połowie XVII wieku, na dwadzieścia lat przed przybyciem Werduma, mieszczanie gdańscy wymusili zakaz osiedlania się w Siedlcach Romów i menonitów, zapewne zirytowani napływem ich towarów do miasta. Siedlce były wielokrotnie niszczone, jak to zwykle bywa z przedmieściami, podczas kolejnych wojen i dzisiaj niewiele pozostało śladów po Siedlcach przedwojennych – podczas ostatniej wojny ofensywa radziecka zmiotła Siedlce niemal doszczętnie. Główną ulicą osady była Kartuska, czyli stary trakt prowadzący w stronę Kartuz. W miejscu skrzyżowania, w którym ulica Kartuska zmienia się w Nowe Ogrody, znajdowała się brama prowadząca z przedmieścia na tereny należące do miasta.

Nowe Ogrody o których mowa, zaczęły pojawiać się już w średniowieczu wokół pierwszego szpitala św. Gertrudy , i z czasem rosła ich liczba oraz pojawiały się kolejne zabudowania – rezydencje mieszczaństwa na czas letniego odpoczynku czy gospody. W 1656 roku część Nowych Ogrodów została włączona w obręb zewnętrznego pierścienia miejskich murów – w tym samym roku powstała wspomniana wyżej Brama Nowych Ogrodów.

Na wschód od Nowych Ogrodów i na południe od Siedlec, w obrębie murów miejskich, znajdowała się Piaskownia. Jak poprzednie przedmieścia, również Piaskownia swoją historię rozpoczęła w średniowieczu. W rejonie dzisiejszej ulicy ks. Franciszka Rogaczewskiego w średniowieczu istniała żwirownia, z której pozyskiwano materiał do rozbudowy Głównego Miasta. Kiedy złoża się wyczerpały, na terenie Piaskowni powstało przedmieście, na której zaczęli osiedlać się partacze, czyli rzemieślnicy nie zrzeszeni w cechach – podobnie jak w przypadku Siedlec. Tak samo jak Nowe Ogrody, domki i ogrody Piaskowni zostały włączone w system fortyfikacji – kilka dekad po wizycie Werduma powstał przy Piaskowni bastion Piaskowy, na szczycie którego odbywały się targi dla mieszkańców okolicznych osad (pozostałości rawelinu bastionu są widoczne do dzisiaj, tak samo jak relikty fosy leżące na zachód od Bramy Nowych Ogrodów).

Mały szpitalny kościół w kilkoma domami to szpital miejski, czyli lazaret, leżący przy Bramie Bożego Ciała, zaraz za Bramą Oliwską, która w czasie Werduma była jedynie drewnianą furtą. W drugiej połowie XVII wieku instytucja szpitala miała bardzo szerokie spektrum działania: w 1670 r. przebywało w lazarecie niemal trzystu pacjentów, w tym osób starszych, ludzi dotkniętych chorobami wenerycznymi, ubogie dzieci czy osoby upośledzone i chore psychicznie.

 

13 listopada nowego stylu, używanego w całej Polsce i Prusach, z Gdańska do Orunii, ćwierć mili. Jest to wieś z kościołem, leży za miastem i tuż przy gdańskim przedmieściu Szkocja. W Orunii stałem przez noc sam z pakunkiem, czekając na mego pana, który miał przybyć następnego dnia rano.

Werdum, jako protestancki Fryz, przyzwyczajony był jeszcze do stosowania starego stylu datacji,czyli kalendarza juliańskiego. Większość krajów w których dominował katolicyzm od niemal wieku używała wprowadzonego przez papieża Grzegorza XIII nowego kalendarza, nazywanego na jego cześć kalendarzem gregoriańskim.

Stojąc ze swoim pakunkiem, Werdum mógł spędzić noc w jednej z karczem lub szynków znajdujących się w Oruni. Nad całą osadą górowała wieża ewangelickiego kościoła św. Jerzego, który jak cała wieś był nadszarpnięty potopem szwedzkim. Niestety, oruńska świątynia pamiętająca średniowiecze spłonęła w 1813 r., a na jej miejscu powstała neogotycka bryła, która do dnia dzisiejszego znajduje się przy ulicy Gościnnej.

Szkocja, powstała na terenach należących do biskupów włocławskich, to dzisiejsze Stare Szkoty. Gdańsk spoglądał na tą osadę z pewną niechęcią – Szkoci, Żydzi i menonici zamieszkujący Szkocję stanowili sporą konkurencję dla rzemieślników gdańskich, a ich towary nie ustępowały jakością wykonania. Wielokrotnie Stare Szkoty były – pod różnymi pretekstami – niszczone, ale zawsze błyskawicznie podnosiły się ze zniszczeń wojennych – również po tych z 1656 r. Od początku XVII wieku Stare Szkoty miały również innych ciekawych lokatorów – jezuitów, którzy założyli tutaj swój przyczółek wraz z Kolegium Gdańskim, co nie w smak było protestanckim władzom miasta.

KONIEC SZPIEGOWSKIEJ EPOPEI 

Przez dwa lata swojej działalności w Rzeczpospolitej Werdum i Courthonne przemierzyli Rzeczpospolitą wzdłuż i wszerz, spiskując i knując intrygi służące interesom Francji. Byli prawdziwymi szpiegami epoki płaszcza i szpady, których perypetie mogłyby posłużyć niejednemu scenarzyście za podstawę niezłego scenariusza – jak choćby przemierzanie kraju w przebraniu jezuitów czy rok 1671, w którym oboje wzięli udział w kampanii ukraińskiej Jana Sobieskiego, podczas której Courthonne udawał inżyniera wojskowego aby być bliżej hetmana i biegu wydarzeń. Jednocześnie spór regalistów i malkonentów wciąż się pogłębiał. 


Zajrzyj również do innych artykułów na Gedanarium!

PRZESTRZEŃ/MIKROKOSMOS GDAŃSKI

Makabreski/kurioza

Mapa przewin, wypadków i osobliwości starego Gdańska (do 1918 roku)


 

Przełomowym dla sporu okazał się rok 1672. Podczas wojny holenderskiej  książe Longueville poległ podczas działań wojennych pod zamkiem Tolhuis, przekreślając jednocześnie plany frakcji malkonentów. Szlachta wierna królowi Michałowi skonfederowała się pod Gołębiowem w obronie swojego władcy; regaliści zacieśnili swoje szeregi pod Szczebrzeszynem. Realna szansa na wojnę domową została zażegnana nie tylko przez śmierć francuskiego kandydata, ale również przez zagrożenie tureckie. W 1673 odbył się sejm pacyfikacyjny, w którym obie frakcje wspólnie wystąpiły przeciwko wspólnemu wrogowi – Sobieski jako wódz naczelny poprowadził kolejną kampanię, zwieńczoną sukcesem w bitwie pod Chocimiem, a już rok później sam miał sięgnąć po koronę.

Te wypadki zmusiły opata de Paulmiers i jego świtę do szybkiego opuszczenia Rzeczpospolitej. Francuski agent przede wszystkim obawiał się roszczeń finansowych wobec szlachciców, których poparcie starał się w ten sposób pozyskać. Misja zakończyła się całkowitym fiaskiem, jednak dla Ulryka Werduma była jedynie pierwszym przystankiem w jego dalszej karierze. Fryz przebywał jakiś czas we Francji i Anglii, a w końcu wylądował na dworze szwedzkiego dyplomaty Bengta Oxenstierny – tego samego człowieka, który w imieniu króla Karola X Gustawa rządził podbitymi Kujawami, Mazowszem i Wielkopolską, a w 1660 r. brał udział w negocjacjach i podpisaniu pokoju w Oliwie. Ulryk Werdum zmarł w 1681 r.

Naszkicowany przez niego obraz Gdańska jest niezwykle ciekawym portretem miasta, budzącego się powoli z letargu spowodowanego długotrwałym i wyniszczającym potopem szwedzkim. Takie relacje, nawet mało obszerne, są odpowiednikiem skamielin znajdowanych w bursztynie – tak samo w tym przypadku, przez skorupę kilku stuleci, mogliśmy zerknąć na Gdańsk w takim kształcie, w jakim francuski szpieg poznał go w 1670 roku.

 

WYKORZYSTANE ŹRÓDŁA

  • Ulryk Werdum: Dziennik podróży 1670–1672. Dziennik wyprawy polowej 1671 (wyd. Muzeum w Wilanowie)
  • L. Kazjer: Z Werdumem po kraju.Uwagi na temat nowego wydania Dziennika podróży (Kwartalnik Historii Kultury Materialnej)
  • J. Tazbir: Ulrich von Werdum i jego diariusz podróży (Odrodzenie i Reformacja w Polsce)
  • Historia Gdańska – T.3  i T.4 – pod redacją E. Cieślaka
  • Ryciny P. Willera pochodzą z Historyczngo opisu miasta Gdańska  Reinholda Curickego (Amsterdam 1687) (zbiory cyfrowe Biblioteki Narodowej polona.pl)
  • Rycina przedstawiająca króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, Jan van Somer, 1670 (zbiory cyfrowe Biblioteki Narodowej polona.pl)

 

2 thoughts on “Jak szpieg opisał Gdańsk w 1670 roku?23 minut lektury

  1. Bardzo ciekawy tekst, ale rażą niedociągnięcia językowe (oboje zamiast poprawnego obaj, Orunii zamiast Oruni, co rocznie zamiast corocznie) i literówki (Pakowania zamiast Pakownia).
    Wzmianka o Bramie Bożego Ciała jest myląca. Stara, gotycka brama o takiej nazwie została rozebrana ok. 1633. W czasie wizyty Werduma być może nazywano w ten sposób nowszą bramę, znaną głównie jako Brama św. Jakuba (i tak nazwaną wcześniej w artykule). Natomiast lazaret leżał pomiędzy BASTIONEM Bożego Ciała a Bramą Oliwską, w miejscu gdzie potem stanął gmach dyrekcji kolei “Am Olivaer Tor”.

    1. Dzień dobry, przede wszystkim dziękuję za miłe słowa, zwłaszcza od osoby tak zasłużonej w środowisku gedanofilów 🙂 Chociaż nie byłem aktywnym użytkownikiem, “wychowałem” się na FDG oraz Rzygaczach. Co do tekstu, rzeczywiście, bardzo często brakowało mi staranności i cierpliwości w kwestii poprawek i niedociągnięć. A merytoryczne uwagi zaraz uwzględnię w tekście 🙂 Pozdrawiam serdecznie, MŚ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: